Wakacje rozpoczęły się już na dobre - nikt nie myśli jeszcze o momencie, w którym trzeba będzie je pożegnać, ale wszyscy zdążyli już do nich przywyknąć. Ja staram się je wykorzystać jak najlepiej - właśnie wróciłam z objazdówki po Włoszech ;) To właściwie moja druga dłuższa wizyta w tym pięknym kraju i wciąż robi on na mnie ogromne wrażenie, zarówno pod względem kulinarnym, jak i pod wszelkimi innymi względami ;)
Cóż, blog jednak jest kulinarny, nie mogę więc opisywać na nim przystojnych Włochów i pięknego morza. Zdam wam więc kolejną relację z mojej przygody z jedzeniem, które jest jednym z największych plusów Italii ;)
Makaron z pesto bazyliowym - choć wygląda jak robaki, był naprawdę przepyszny ;)
Ten wyjazd skupił się u mnie głównie na lodach i różnego rodzaju przekąskach - w restauracji byłam raz, a oprócz tego kupowałam tylko foccacię. W knajpce było świetnie, tanio i smacznie, a obsługa była przemiła. Prawdę mówiąc, ciężko nawet przyrównywać ją do tej polskiej - kelnerzy byli uśmiechnięci, rozmowni, potrafili świetnie doradzić. Wybaczyłam im nawet, że zapomnieli o cappuccino, które zamówiłam, bo nie jestem do końca pewna, czy się zrozumieliśmy ;) Restauracja specjalizowała się w owocach morza, nie miałam więc zbyt dużego wyboru, ale zaryzykowałam i zamówiłam makaron, który polecił mi kelner, nawet nie wiedząc, z czym jest podany. Ryzyko się opłaciło - pesto bazyliowe okazało się warte grzechu.
Foccacia z pomidorkami koktajlowymi i rukolą
Z dań wytrawnych jadłam też foccacię, niestety nie pamiętam, gdzie ją kupiłam - była to jakaś foccaceria z daniami na wynos w Mediolanie. Stałam więc przed eleganckim sklepem z ubraniami i zaglądałam przez szybę, unikając groźnych spojrzeń ochroniarza i zajadając najpyszniejszą foccacię, jaką jadłam w życiu.
Lody bezowe, strudel (szarlotkowe z ciasteczkami) i nocciola (z orzechami laskowymi)
Lody cremino, creme di Siciliana, wata cukrowa
Lody bazyliowe, pistacjowe i mleczna czekolada
McFlurry Cornetto Nocciola
Oczywiście wyjazd nie udałby się bez włoskich lodów, które uchodzą za jedne z najlepszych na świecie. Włoskie lodziarnie przyciągają ladami wypełnionymi ciekawymi smakami i nieustannie kuszą do wydawania pieniędzy... Moim nowym odkryciem były lody Cremino sprzedawane w małej miejscowości i przekładane przepysznym kremem orzechowo - czekoladowym. Warto też wspomnieć o poczciwych McFlurry, które sprzedawane są w całkiem innych wersjach smakowych niż u nas. Ja skusiłam się na Cornetto Nocciola i nie żałuję.
Frappe ze zmiksowanych lodów cremino, nocciola i biscotti
Jeśli chodzi o lody, to wraz z koleżankami skusiłam się też na naturalne lody na patyku, sprzedawane na straganach w większych miastach - my kupiłyśmy je w Mediolanie. Są one niestety dość drogie, jak wszystko, co jest naturalne, ale bardzo smaczne - same lody są delikatne i kremowe, a posypka cudnie chrupiąca. Przy okrutnych upałach piłyśmy także frappe, które niestety okazało się nie kawą, a shakiem ze zmiksowanych lodów. Skosztowałam także kolejnej włoskiej tradycji, czyli granity - choć nie robiłam zdjęć, piłam po kilka granit dziennie i spróbowałam niemal wszystkich smaków, w tym cytryny, mięty, jagody, a nawet kawy. Granity są we Włoszech sprzedawane dosłownie wszędzie i ciężko się im oprzeć, kiedy temperatura dochodzi do 40 stopni, a sok z pokruszonym lodem może uratować nam życie ;)
Degustacja kawy cioccolatino i volluto
Włoskie Bubble tea i herbata Aloe
Moje życie nie mogłoby trwać bez kawy, a włoska kawa, jak wiadomo, jest najlepsza na świecie. Codziennie na śniadanie piłam więc pyszne cappuccino, a raz wstąpiłam do sklepu Nescaffe i trafiłam na degustację kawy. Chodź nie przygotował mi jej George Clooney, kawa cioccolatino okazała się okropnie smaczna i chetnie wypiłabym jej trochę więcej, niż było w małej filiżance. Niestety na wyjścia na kawę było nieco za gorąco, a poszukiwania kawy na zimno nie skończyły się powodzeniem. Dziwna sprawa z tą zimną kawą - na początku liczyłam tylko na Starbucksa i frappucino, ale przez cały wyjazd nie znalazłam ani jednej kawiarnianej sieciówki. Były McDonaldsy i Subwaye, ale o Starbacksie trudno było pomarzyć... W końcu postanowiłam pochodzić po zwykłych kawiarniach, te jednak też nie oferowały kawy na zimno. Może Włosi w ogóle takiej nie uznają? Cóż, pozostało mi tylko cieszyć się z przydrożnego Bubble tea, w którym mogłam spróbować zimnej herbaty Aloe.
Pinacolada i drink brzoskwiniowy o nieznanej nazwie ;)
Wieczorami, zmęczone całodziennym chodzeniem, wybierałyśmy się z koleżankami na lekkiego drinka. Znalazłyśmy miejsce, w którym barman robił najlepsze drinki na świecie, a w dodatku co pół godziny przynosił nam darmowe shoty owocowe. Klimat w barze był świetny i, cóż, z pewnością będziemy wspominać te wieczorne wyprawy z lekką tęsknotą ;)
Jogurt Duetto z orzechami laskowymi
Z przekąsek pozostały już tylko gofry w czekoladzie na patyku, które jadłam w Gardalandzie oraz jogurt, podobny do Fantasii, ale o ulubionym włoskim smaku nocciola. Do domu zrobiłam jak zwykle jedzeniowe zakupy, przez co ciężej mi się pakowało w drogę powrotną niż wcześniej ;) Zaopatrzyłam się w różnorakie makarony, moje ukochane płatki Choco Krave, masę czekolad i batoników, a nawet w Fantę Light, będącą spełnieniem moich marzeń.
Wakacje we Włoszech uważam za naprawdę udane - kulinarnie doświadczyłam orgazmu, a nawet zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy nie przeprowadzić się do Italii. W końcu słońce, plaża, włoska kuchnia... Czy to nie raj na ziemi?