No nic, obiecałam przecież foto - food - relację z wycieczki! Kuchnia włoska jest jedną z moich ulubionych, a teraz wreszcie miałam okazję poznać ją u korzeni.
Przede wszystkim, we Włoszech ciężko trafić na niedobre jedzenie. Nawet przydrożne bary serwują pyszne panini czy calzone, a restauracje, choć nieziemsko drogie, nie mają sobie równych. Pierwszego dnia przeżyliśmy małe zaskoczenie - kiedy o 16 przyszliśmy zjeść obiad, okazało się, że restauracja jest... zamknięta ;) Wszystko przez poobiednią sjestę, trwającą od 15 do 19. Zjedliśmy więc obiadokolację i więcej nie popełniliśmy tego błędu.
Menu jest zazwyczaj podzielone na antipasti, czyli przystawki (np. bruschetta), pierwsze dania (makarony, risotto itd.), drugie dania (potrawy z mięsem), pizze i desery. Obsługa zwykle jest świetna, co niestety przekłada się na bardzo wysokie coperti - napiwek, który Włosi doliczają sobie od razu, sami decydując o jego wysokości (są to naprawdę niebotyczne sumy - w Rzymie zapłaciliśmy go 60 zł!)
Jeśli chodzi o pizzę - trzeba przyznać, że Włosi mają najlepszą. Próbowałam 2 razy czterech serów - w Bibione była smaczna, ale zbyt lejąca się (sos serowy zamiast serów), w Rzymie za to naprawdę przepyszna, cudownie ciągnąca, niestety również droga i bardzo mała. Każda włoska pizza ma cieniutkie, chrupiące ciasto i bardzo mało składników - im mniej, tym lepiej - zazwyczaj różne wariacje na temat mozzarelli i pomidorów. Ciekawe jest, że w kraju tym przyjęte jest zamawianie jednej pizzy na jedną osobę, dlatego zazwyczaj jest ona niewielka i niepokrojona. Niestety pizzy nie dzieli się tam na pół, jak w każdej Pizzy Hut :(
Makaron jadłam dwa razy. Dziwna sprawa - o ile w Polsce spaghetti zazwyczaj je się z mięsem, tam podaje się je raczej jako pierwsze, wegetariańskie danie (z wyjątkiem bolognese). Umbrechelli ajone w Fabro było bardzo smacznym, grubym makaronem ze świetnym sosem pomidorowo - czosnkowym (trochę jak napoli, ale nie do końca...) Wenecja niestety mnie rozczarowała - zarówno arrabiata, jak i pizza były za tłuste.
Lody: dark chocolate&orange, mięta z czekoladą, ferrero rocher; nutella e riso, irish cream, mascarpone z orzechami; piernik, biała czekolada, gorzka czekolada; biscotti, ferrero rocher, bezowe
Jako fanka lodów miałam we Włoszech boskie życie. Mają je tam świetne - nie dość, że niemal każda lodziarnia dorównuje ubóstwianej przeze mnie Fragoli, to jeszcze smaków jest od groma, a gałki są 2 razy większe (1 rozmiaru 2 polskich, nie żartuję). Pierwsze lody w Bibione zaskoczyły mnie przepysznym Ferrero Rocher, które na pewno spróbuję zrobić w domu i tym, że biscotti okazały się po prostu ciasteczkowe. W Rzymie trafiłam na największą lodziarnię, jaką w życiu widziałam, gdzie zabił mnie smak nuttela e riso - niby Nutella i ryż preparowany, a takie dobre! Jedynym minusem tam były za małe wafelki - smaki mi się pomieszały ;) Polubiłam też lody dark chocolate - zwykłych czekoladowych nie znoszę, ale te przypominały mi brownie, a z dodatkiem pomarańczy smakowały jak Lindt :3 I, uwaga, polecam chrupiące, kilkuwarstwowe wafelki w Sienie, są nie do pobicia!
Z włoskich przekąsek jadłam jeszcze calzone z mozzarellą, pomidorem i sałatą w Rzymie - niestety nie mam zdjęcia, bo był pośpiech, ale zapewniam, że to kwintesencja włoskiej kuchni - a także Panini Caprese (bez szału, umiem zrobić lepsze).
Po drodze na Węgrzech jadłam też bardzo dobrą pierś z rusztu, choć jabłko i żurawinę miała chyba tylko w nazwie, a najbardziej czuć w niej było przyprawę do grilla... Ale smakowała mi, no i ryż był przepyszny ;)
Na osłodę życia było też prawdziwe, słodkie i kawowe tiramisu oraz włoskie 7days, Saccotino, nieco gorsze od popularnych u nas rogalików. Jest też mało włoski lód brownie zdobyty w Austrii. Musiałam o nim napisać, bo mnie w sobie rozkochał - ciastko brownie, cudownie czekoladowe i chrupiące, a środku zimny lód... Połączenie idealne, czemu w Polsce takich nie ma?!?
Gorący Kubek: brokułowa z grzankami oraz ostra pomidorowa; Mix orzechowy, ciastko z kawałkami czekolady, kakao Milka
A między tymi pysznościami trzeba się było zadowolić Gorącym Kubkiem :) Jedną kolacją był też jogurt Mix, lepsza wersja Fantasii, z dużą ilością chrupiących orzechów, smakujących trochę jak Ferrero Rocher, i kwaśnym serkiem. Do tego ciastko z włoskiego supermarketu, identyczne jak babeczki Milki oraz kakao tejże firmy (nie lubię kakao, ale kupiłam, bo w Polsce go nie ma - niestety, nic nadzwyczajnego).
Muesli croccante, choco crave, Fanta Zero, amaretti, biscotti, Milka: z ryżem, truflowa z orzechami, z musem z gorzkiej czekolady, noisette, z herbatnikami Lu; Studentska z kawałkami pomarańczy, Toblerone Dark, Bobby Caramel, Tonky, Duplo Nocciolato
Niestety, wakacje się skończyły trzeba wracać do domu... Niech chociaż ten post przypomina mi i wam słoneczną Italię, kraj pełen cudownej pizzy, wspaniałego makaronu i pysznych lodów, a przy tym wszystkim mający ciekawą ofertę McDonalds :D Wspomniałam już o pizzy? Cóż, to chyba raj na ziemi... Może pora pomyśleć o przeprowadzce ;3
FragOla <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz