Smoothie z kiwi, ananasem i syropem miętowym - Vincent
Kanapki z ciemnych chlebem, serem kozim, karmelizowaną czerwoną cebulą i orzechem włoskim, french coffee z brandy - Petit apetit
Moja miłość z bliska
W czwartek i piątek odwiedziłam pod rząd dwie francuskie restauracje:
Vincent oraz
Petit apetit. Obie są nastawione na lekkie, lunchowe jedzenie i kawę, w tym ta druga również na śniadania. Pojawia się więc oczywiste pytanie: która z nich podobała mi się bardziej?
Do Vincenta wstąpiłam z przyjaciółką, by zjeść coś lekkiego. Miałam wprawdzie ochotę na quiche, ale ostatecznie skończyło się na croissancie i smoothie. Wszystko z powodu makabrycznie wysokiej ceny: za kawałek tarty na miejscu trzeba zapłacić 19 zł! W porównaniu do chociażby Green Coffee, gdzie bardzo dobry quiche kosztuje koło 10 zł, lokal jest niczym lunchowe Haagen Dazs ;) W końcu więc obeszłam się smakiem i zjadłam poczciwego rogalika z pomarańczą - bardzo smacznego z resztą - i wypiłam zielone smoothie z kiwi, ananasa i kilku innych tropikalnych owoców oraz syropu miętowego. Lunch był naprawdę smaczny, ale aż za lekki - za 20 zł mogłabym się najeść do syta. Ja akurat nie narzekam, bo tyle mi zwykle wystarczy, ale ktoś większy i głodniejszy mógłby być mocno zawiedziony ;) Muszę jednak oddać honor za wystrói, bo jest naprawdę przyjemny - skromny, elegancki i prawdziwie francuski (gdy za oknem zaczęło padać, niemal czułam się, jakbym jadła śniadanie w Paryżu :D)
Z kolei do Petit apetit zawitałam samotnie i w przypływie nagłego głodu. Wnętrze nie zrobiło na mnie większego wrażenia, być może dlatego, że byłam już w wielu takich lokalach. Wystrój jest podobny do Być może, Green Coffee, Bułkę przez bibułkę (choć gorszy) i jeszcze kilku innych knajp - kamień, eleganckie stoliki, stoły integracyjne (których szczerze nienawidzę), tablice z menu, przeszklona gablota z produktami... Obsługiwał mnie bardzo miły, choć niezwykle roztrzepany kelner, który najpierw zapomniał o mnie, a potem nie mógł wydać mi reszty, ale nadrabiał zaangażowaniem :D Poprosiłam, nieco nieświadomie, o french coffee z brandy oraz kanapkę na chlebie razowym z kozim serem, karmelizowaną czerwoną cebulą i orzechem włoskim. Kawa nieco mnie zadziwiło, bo okazało się, że jest ona połączeniem espresso i brandy w proporcjach 1:1 ;) Była przeraźliwie mocna, choć całkiem mi smakowała... Ale może nie na pusty żołądek :) Za to kanapka przerosła moje najśmielsze oczekiwania - po pierwszym gryzie zakochałam się jak nigdy dotąd :D Była idealnie słona, słodka i ostra, wszystko doskonale do siebie pasowała... Aaaa, dajcie mi więcej, błagam!!!
W starciu dwóch przyjemnych lokali wygrywa więc Petit apetit, za rozsądne ceny, kawę oraz przede wszystkim kanapkę, do której wciąż tęsknię ;) Jeśli wrócę... To tylko na nią ^^