niedziela, 17 maja 2015

Warszawska Noc Muzeów od strony... kuchni ;)


Marrakesh - Pita Shawarma z mięsem sojowym, grillowanymi warzywami i pikantnym sosem



Bułkę przez bibułkę - latte makaronikowa, kanapka grillowana z warzywami i kurczakiem, kiełki


Lody prawdziwe - słony karmel, Snickers, Brazilian Coffee


Deser śmietanowy z czekoladą i orzechami laskowymi Pilos, ciastka Belvita owoce leśne, croissant

Warszawska Noc Muzeów ma to do siebie, że jest dużo planowania, a mało zwiedzania. Kolejki ciągną się kilometrami (zwłaszcza te do Fabryki Wedla), ciężko więc zobaczyć coś bardziej obleganego niż Muzeum Techniki bez kilkugodzinnego oczekiwania. Niektórzy czekają, niektórzy wracają zawiedzeni do domów... a jeszcze inni w ramach protestów idą poszerzać swoje horyzonty w dziedzinie czysto gastronomicznej. Tak też zrobiłam ja, wybierając się ze znajomymi zwiedzać warszawskie restauracje ;)

Najpierw wspomnę może jeszcze o piątkowej wizycie w Marrakesh. Knajpa była bardzo zachwalana w internecie, a ja szukałam czegoś oryginalnego i najlepiej wegetariańskiego - to miejsce nadało się idealnie. Okazało się, że znajduje się we wnętrzu galerii, jest dość małe, ale przytulne i ma szerokie orientalne menu. Zamówiłam szybko Pitę Shawarma z "mięsem" sojowym, smaczną, idealnie pikantną i - o dziwo - świetnie imitującą pitę z prawdziwą shawarmą. Mięso z soi okazało się smakować zupełnie jak dobrze przyprawiona baranina i to naprawdę smaczna - mimo że jej nie lubię, zjadłam całość w mgnieniu oka. Do tego wypiłam świetną (choć sporo za drogą) zieloną herbatę, za wszystko płacąc niewiele ponad dwadzieścia złotych. Była to więc bardzo udana wizyta, nie licząc jedynie niezbyt sympatycznej obsługi, która w nieprzyjemny sposób obgadywała klientów za kasą.

Z kolei w sobotę w ramach "protestu kolejkowego" wybrałam się najpierw do mojego ukochanego lokalu Bułkę przez bibułkę, gdzie zjadłam tradycyjnie już kanapkę Mozzagrillo i wypiłam pyszną latte makaronikową. Choć makaronik miała ona tylko w nazwie i na wierzchu bitej śmietany, była warta tych 14 złotych ;) Najedzona i szczęśliwa wracałam Nowym Światem, gdy zobaczyłam niedawno otworzoną lodziarnie Lody Prawdziwe. Postanowiłam się tam zatrzymać na mały deser - kiedyś już jadłam tam przepyszne lody pistacjowe, miałam więc chęć na więcej. Ciekawych smaków było tyle, że skończyło się - jak zwykle - na 3 gałkach i wydanych 13 złotych... Lody jednak były tak pyszne, że polecam je mimo ceny: niezwykle kremowy słony karmel niemal rozpływał się w ustach, kawa była boska, a lody snickersowe wreszcie smakowały jak prawdziwe Snickersy ;) Czuć, że lody są własnoręcznie robione z najlepszych składników, smaki zmieniają się codziennie, a gałki sprzedawane są zawsze w tej samej wadze i ważone przed podaniem. W dodatku jest jeszcze możliwość wyboru wafelka ;) Odstraszać może jedynie cena, ale śmiem twierdzić, że warto.

Noc Muzeów mogę więc udać za udaną. Oczywiście poza jedzeniem robiłam mnóstwo wspaniałych rzeczy, bawiłam się przednio i wróciłam do domu ciemną nocą ;) Za rok planuję dopchać się do Wedla i zjeść coś jeszcze lepszego niż wczoraj... A tymczasem został mi tylko jogurcik na kolację :D


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz